. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Ja tym bąkom potrzebuję dać wykształcenie — a to piekielnie drogo kosztuje w tych czasach.
— Najsłuszniéj powiadasz, drogi siostrzeńcze, dziwię się nawet zkąd posiadasz taką dziwną przenikliwość i wytrawny sąd o rzeczach. Co dziś wart jest człowiek bez wykształcenia, bez nauki? Świat teraz zmądrzał, minęły te czasy, kiedy do karyery młodzieńca wystarczał kurs szkoły powiatowéj i ładny wąsik...
— Niestety...
— Niestety, mój kochany, ale tak być powinno, tak trzeba, dziś wszystko zmądrzało. Może nie uwierzysz, ale ja ci powiem, że nieraz słyszę jak na moim grzbiecie kłócą się dwa ziarnka pszenicy i wymyślają sobie w stylu naukowym, tak naprzykład: „gdzie się pchasz głupie ziarno! ustąp mi, ja mam 22 proc. glutemu, a ty nie masz nawet 15!” Kształć i kształć, żebyś miał ostatnią krowę wyprowadzić z obory — to kształć...
— Ale zkąd brać na to wszystko, droga ciociu...
— Eh! nudzisz mnie z tém wieczném zapytaniem „zkąd brać...?” Za moich dawnych czasów, kiedy jeszcze panowie Tatarzy i Szwedzi oddawali mi wizyty — musiało wystarzyć na wszystko, a ty, — o głupich trzech chłopców robisz tyle awantur.
— Ależ cioteczko, na chłopcach nie koniec, mam córki.
— Tém lepiéj...
— Mam żonę!
— Tém gorzéj dla niéj, że wybrała sobie za dozgonnego towarzysza takiego ciemięgę jak ty, mój drogi siostrzeńcze...
— Ależ ciociu!
— Ech! daj już pokój. Moja rola skończona, zapisałam ci całą garderobę, zdarto zemnie wszystko aż do negliżu ze ścierni, więcéj nad to nie mam, nie dam i dać nie mogę, na waszych rachunkach się nie znam, służę wam wszystkim jednakowo. Dawniéj nie grymasiliście,