. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Z kościołka, co nad „przeciętne” chałupy wystrzelał smukłą wieżyczką, odzywał się dzwonek, z pól ludzie wracali, z pastwisk nadciągały gromady bydła ku wsi...
Kiedy pierwszy koń wciągnął biedkę na most, koła jéj stuknęły o bal tak silnie, aż się głowy obydwóch pasażerów spotkały w gwałtownym karambolu, Mordko przetarł oczy rękawem i krzyknąwszy „fur! fur!” zaczął z całéj siły okładać szkapę biczem, nagląc ją do pośpiechu.
Zadudniły kopyta po moście, a łoskot ten przebudził z uśpienia drugich pasażerów i obie biedki w wielkim pędzie zatoczyły się przed domostwo Mordki.
Wszyscy czteréj mężowie weszli do izdebki nizkiéj, w któréj stały dwa łóżka z pierzynami pokrytemi jaskrawym perkalem, czerwony szlaban, kulawy stolik i na żółto malowana szafka oszklona, zawierająca w części górnéj różne naukowe i nabożne księgi, w dolnéj zaś rozmaite przedmioty, będące główną podstawą tak zwanego „kredytu rzeczowego.”
Oprócz tych mebli znajdowały się w izbie i dzieżki od mleka, niezbyt dokładnie umyte i mnóstwo dzieci niekompletnie uczesanych i dość bezpretensyonalnie ubranych.
W kącie, przy wielkim kominie, uwijała się sama pani Mordkowa, w czerwonym flanelowym kaftanie (jako osoba delikatnego zdrowia), niezapiętym jednak z powodu gorąca. Na nogach miała pantofelki, nie tyle zgrabne ile przydeptane, a głowę jéj zdobiło pewnego rodzaju czupiradło, będące jednocześnie peruką, czepkiem i kapeluszem, a ozdobione suto wstęgami koloru żółtego, które przy opalonéj, trochę piegowatéj twarzy pani Mordkowéj, sprawiały imponujący efekt...
Bez rozczulających powitań, nie patrząc nawet na szanowną gospodynię domu, czteréj mężowie zasiedli przy stoliku, a zapaliwszy piękne porcelanowe fajki, napełnione tytuniem takim, co się zowie „wyborowy, cien-