. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
ko krajany” a podobny jest do grubych patyków, rozpoczęli ożywioną i bardzo zajmującą rozmowę.
Mordko wydobył z kieszeni kawałek kredy (gdyż ten szacowny minerał z zasady zawsze nosi przy sobie) i pośpiesznie nakreślił na czerwonym stole szereg cyfr, które ulegały różnym modyfikacyom, w miarę gorących przemówień Joela i Symchy Glasa. Obaj ci panowie wraz z Mordką, prezesem i głównym dyrektorem tego zgromadzenia, byli niezwykle gadatliwi, ruchliwi i ożywieni; jeden tylko Pinkus zachował uroczyste milczenie i zdawał się nie zważać na to, co się obok niego dzieje... Powoli puszczał z cybucha sinawy dymek i z wielkiém zajęciem przypatrywał się sufitowi, na którym roiły się miliony much.
Nie każdy jednak śpi kto chrapie, powiada przysłowie; Pinkus doskonale wiedział co się dzieje, a słuchając dysputy, zachowywał dla siebie ostatnie słowo.
Gdy stosowna chwila nadeszła uderzył ręką w stół i wyrzekł stanowcze:
— A sof!
Ale jak on to wyrzekł! z jaką powagą powiedział to słowo! Dwaj małoletni synowie Mordki, którzy z wielkiem zajęciem przysłuchiwali się dyspucie, machinalnie powtórzyli „a sof”!
— A sof! — rzekł z uśmiechem zadowolenia Symcha Glas, gdyż wyraz ten był niejako pieczęcią, którą uczony Pinkus do jego wniosku przyłożył.
— A sof! a sof! — zawołali jednogłośnie Joel i Mordka; a trzeba wiedziéć, że to jest wielkie słowo, waży ono tyle, co grecka omega, gdyż jest ostatnią literą alfabetu i oznacza koniec, zamknięcie, a jak w tym interesie, zakończenie dysputy...
Jak na skinienie czarodziejskiéj laski, harmider ucichł, Mordko zaś przygładził brodę, poprawił wełniany pas na sobie, żupan trochę z kurzu otrzepał i nasa-