. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Żydzi zaczęli między sobą szwargotać...
— Wielmożny pan — mówił daléj Mordka — wielmożny pan nie chciał moje słowo słuchać... ja mówiałem panu, że insze żydy, co ze zbożem handlują, mają paskudną naturę. U nich co godzina to nowina; u nich w głowie to jak w trybunale. Ja to już sto razy gadałem... Ny — wus zugt ir, reb Pinkus? Panie Pinkus! powiedz pan jedno słowo! na co to długo klektać...
Pinkus pogładził brodę i rzekł...
— Kończmy...
— Ny, kiedy Pinkus mówi kończmy, to kończmy tylko zróbmy zgodę! Niech będzie zrobiona zgoda?
— Owszem zgódźmy się.
Rozpoczął się targ zawzięty, żydzi szwargotali między sobą, kłócili się, chcieli odchodzić, znów wracali... nareszcie Pinkus znowuż uderzył ręką w stół i rzekł...
— A sof!
— A sof! a sof! — powtórzył Joel i Symcha; niech my dołożymy do tego interesu, niech będzie nasza strata!
Kontrakt spisano, żydzi wydobyli pieniądze z zatłuszczonych pugilaresów, tranzakcya przyszła do skutku.
Ile mianowicie „przeciętny” na tym jęczmieniu stracił, nie powiem; kto wie, może niniejsze szkice wpadną mu kiedy pod rękę, może je przeczyta w wolnéj chwili, w takim razie miałby do mnie pretensyę, że tajemnice jego majątkowe na jaw wywłóczę...
Niech więc to utonie w morzu niepamięci, bo jak słusznie powiada Pinkus, że dobrze jest pochwalić się powodzeniem, ale nie należy wiele mówić o stratach. Niech nasze wrogi liczą straty! — dodał w konkluzyi.
Z tejże saméj racyi przemilczę o tém, ile usłużny Mordko dostał za swoją fatygę faktornego w gotówce, a jego kobyłka w owsie... niech te cyfry także utoną w fali zapomnienia.