Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/101

Ta strona została skorygowana.

ści powierzał... Pamiętam doskonale tego pana regenta. Po śmierci męża, odkąd się tu, do Lasku przeniosłam, w ogóle zerwałam wszelkie dawne stosunki, więc też i pana regenta z oczu straciłam. Chcąc zjednać Anielci miłe towarzystwo, gotowa jestem przypomnieć się panu Zamrozińskiemu i zaprosić go razem z córką.

— Nie przyjedzie, — wtrącił Wolski.
— Dlaczego?
— On ma w mieście swoje towarzystwo, partyę winta prawie co dzień.
— Możnaby mu i tu winta urządzić, jeżeli tak lubi. Pan Feliks zapewne grywa.
— Nieszczególnie...
— A Boleś?
— Niech-no tylko regent zapowie swoją wizytę — rzekła Anielcia, — to Boleś nauczy się nietylko grać w winta, ale nawet zażywać tabaki i prowadzić najnudniejsze w świecie dysputy o polityce. Ja za niego ręczę.
— Nie ręcz, bo się zawiedziesz.
— Ja cię znam dobrze, mój braciszku... Ale wracajmy do wniosku pana Feliksa. W jakiż to sposób mamy dzień dzisiejszy zamienić w owe kilka kropli, ulanych z czary... jakże pan to powiedział?
— Ze złotej czary wiejskich rozkoszy... Wszystko jedno; niech poziomkowe bóstwo rozkazuje... Zastrzegam sobie tylko na dzień dzisiejszy wyłączenie wszelkich poważnych dysput, wszelkich