— Jabym umarł, gdybym się tak odżywiał.
— Ha, kochany kolego, to kwestya przekonań. Przykro mi, że nie chcesz jeść, ale ja pomimo tego jeść będę. Nie bierz mi za złe, drogi gościu, ale bigos ma to do siebie, że trzeba go jeść na gorąco. Może chociaż kieliszeczek starki pozwolisz, regencie?
— Nie, dziękuję ci, mój Kalasanty, i jeżeli nie chcesz, żebym sobie poszedł, to proszę cię, jedz bez żadnej ceremonii. Niech cię obecność moja nie żenuje. Ja poczekam.
— Ślicznie mówisz, kochany regencie, jak z książki. Każdy system należy uszanować. Ty szanujesz mój, ja szanuję twój, i dlatego właśnie jesteśmy przyjaciółmi od serca. Swoją drogą, źle robisz, że nie pijesz starki. Alkohol, w małej ilości użyty przed jedzeniem, a po ćwiczeniach fizycznych, robi pysznie. Nieoceniona to rzecz. Tak, regencie, w dużych dozach trucizna, w małych lekarstwo.
— Nie przerywaj sobie śniadania, kochany Kalasanty, nie baw mnie rozmową; ja zaczekam, aż skończysz.
— To piorunem pójdzie... że się tak wyrażę: krokiem gimnastycznym. Niema się nad czem zabawiać. Salaterka bigosu, kawałeczek chleba, ot i wszystko...
Rzekłszy to, pan Kalasanty zabrał się do jedzenia i w rzeczy samej nie marudził długo; w prze-
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/106
Ta strona została skorygowana.