Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/107

Ta strona została skorygowana.

ciągu kilku minut pochłonął masę bigosu, otarł usta serwetą i rzekł:
— Widzisz, jak to u mnie wszystko piorunem! A teraz może zapalimy cygara?
— Owszem.
— Proszę cię... Są tu niezgorsze... ale mój regencie, uważam żeś nie swój.
— W istocie; mam zmartwienie, dręczę się niem i chciałbym zasięgnąć twej rady.
— Bądź z całem zaufaniem, jak zawsze; powiedz, co ci dolega. Nie wątpisz chyba o temjak ci dobrze życzę.
— Wiem... Otóż, mój Kalasanty, powiedz mi, cobyś robił, gdybyś miał córkę?
— Jak to, cobym robił? To mi pytanie! To samo co i teraz, z tą różnicą, że częściej przyjmowałbym gości, dopókiby córka za mąż nie wyszła. Tak robią wszyscy ojcowie dorosłych córek.
— Zapewne, ale...
— Pytanie twoje dziwi mnie, gdyż tobie łatwiej niż komukolwiek przyjdzie córkę za mąż wydać. Majątek masz, nawet spory, a córeczka twoja, bez komplementów, jest panienka bardzo, bardzo miła... Ja sam, gdybym był o jakie trzydzieści lat młodszy, starałbym się zostać twoim zięciem. Panna Zamrozińska długo w domu nie posiedzi; ani się obejrzysz, kiedy będziesz spraszał gości na wesele.
— Otóż jesteś w błędzie, kochany kolego; córka moja za mąż wyjść nie chce.
— No, to o cóż ci chodzi? Nie chce, niech sie-