niach przyszła do wniosku, iż jest istotą niepożyteczną dla nikogo, że zatem pragnie coś robić.
— Ale ciekawym co? Któż jej zabrania robić szydełkiem, igłą, na kanwie wyszywać?
— To według niej nie jest robota. Ona chce nauczyć się jakiegoś fachu, specyalności, mieć własny zakład i w nim przysposabiać do pracy ubogie dziewczęta...
— Proszę! a jakąż specyalność sobie upodobała?
— Mówi, że jej to wszystko jedno; z chęcią nauczy się krawiectwa, szewctwa.
— Panna Wanda szewcem chce być? twoja córka?! Gorgoniuszu, to już się chyba świat kończy!.. Jak żyję, nie słyszałem o niczem podobnem.
Pan Kalasanty zerwał się z krzesła i zaczął chodzić po pokoju, powtarzając:
— Koniec świata! koniec świata! Co się dzieje w tych młodych głowach! co się dzieje, istny bigos! Nawet wyobrazić sobie trudno, w jaki sposób panna dobrze wychowana zasiadłaby przy warsztacie z szewczykami... Nie, ty się chyba przesłyszałeś, Gorgoniuszu!
— Bynajmniej... Właśnie opowiadała mi córka o pewnej panience, która w przeciągu kilku lat nauczyła się szewctwa damskiego — a obecnie doskonale jej się powodzi, zatrudnia dziesięć pracownic i nie może nastarczyć obstalunkom. Notabene, ma to być panienka bardzo dobrze wychowana i pochodząca z nader porządnej, tylko trochę podupadłej majątkowo rodziny. Dzięki szewctwu
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/109
Ta strona została skorygowana.