bądźmy zawsze, jak dobrzy koledzy, jak bracia... Zgoda?
— Zgoda.
— Co się tycze moich teoryi, mówię o nich, ale nie narzucam nikomu; w moich oczach są one dobre, w twoich mogą być złe, niedorzeczne, głupie nawet, ale trzeba szanować dobrą wiarę. Czyż nie tak?
— Zapewne, ale w mojem zmartwieniu...
— Rady szukasz?...
— Właśnie.
— Bardzo dobrze; moja uwaga ci się nie podobała... niech tak będzie, ale uwaga a rada, to zupełnie co innego... Ja przecież jeszcze nic nie radziłem, nie zoryentowałem się dokładnie w sytuacyi.. Zresztą, kochany Gorgoniuszu, co to za rada we dwóch!...
— A owszem: dwaj przyjaciele.
— Przepraszam cię, takie ważne sprawy powinny być sądzone kolegialnie... uważasz: kolegialnie.
— Rozumiem.
— Najmniej we trzech, a jeszcze lepiej w pięciu; wtedy sama większość głosów już jest poważną wskazówką; wtedy można wybrać kogoś na superarbitra... Niema potrzeby tłómaczyć ci...
— Oczywiście myśl niezła, ale jak to urządzić? kogo zaprosić?
— Ja urządzę... Zaproszę kilku najpoważniejszych naszych przyjaciół na winta...
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/115
Ta strona została skorygowana.