list napisać, ale wołają mnie na jakąś wycieczkę, więc muszę pióro odłożyć...“
Właśnie panna Wanda czytała ten list, gdy regent z miasta nadjechał. Pobiegła go powitać.
— Cóż to panna czytała? — zapytał.
— List, ojczulku.
— Naturalnie sekret.
— Niech ojciec przeczyta — odrzekła, podając pismo regentowi.
— Nie chcę badać tajemnic; może to pannie być przykrem.
— Przeciwnie, bardzo proszę. Chciałabym ojca przekonać, że tajemnic żadnych nie mam, zwłaszcza dla ojca.
— Jeżeli chcesz koniecznie, przeczytam trochę później. Tymczasem niech-no panna Wanda pobiegnie do cioci; trzeba coś przysposobić. Goście będą.
— Dziś?
— Tak.
— Czy wolno zapytać ile osób?
— Nie wiem, trzech panów, może czterech, jak zwykle — wint.
— Ach, jak to dobrze! jak doskonale! — zawołała z radością.
Regent spojrzał na córkę zdziwiony.
— Nie rozumiem — rzekł, — co pannę Wandę właściwie tak cieszy; w winta przecież nie grywasz, a nawet odezwałaś się parę razy, że to musi być zabawka bardzo nudna.
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/120
Ta strona została skorygowana.