On musiał codzień widzieć mury, wśród których tyle lat przepędził, starożytny gmach sądowy, sklepione, ponure izby kancelaryi hypotecznej. Musiał tam zajrzeć, odetchnąć wonią zapleśniałej bibuły, wciągnąć w płuca nieco archiwalnego powietrza.
Pogawędził ze znajomymi, wpadł do cukierni gazety przeczytać — trochę najświeższych nowin zebrać i powracał do domu.
Wewnętrzne urządzenie willi było dostatnie, a nawet wykwintne, wyjątek tylko stanowił gabinet samego właściciela, przypominający we wszelkich szczegółach kancelaryę.
Był w nim stół sosnowy, nakryty czarnem suknem, żeby kleksów i plam od atramentu znać nie było na stole, kałamarz drewniany, także czarny, istna maźnica, drugie podobne naczynie do piasku, pęk piór gęsich i dwa lichtarze mosiężne. Za stołem fotel staroświecki, z wysokiem oparciem, wytarty i zrudziały ze starości, przy ścianach sześć krzeseł jesioniowych, dwie szafy na papiery, a na ścianie, pomiędzy oknami duży, czarny krucyfiks.
W tym pokoju pan Gorgoniusz najchętniej przesiadywał, tu rozmyślał i czytywał gazety, tu listy pisywał, lub też drzemał w fotelu.
W kącie owej izby stała jesionowa fajczarnia, a na niej kolekcya cybuchów. Były między nimi wiśniowe, pieprzowe, szakłakowe, z bursztynami różnego gatunku i wielkości.
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/13
Ta strona została skorygowana.