Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/136

Ta strona została skorygowana.

nafciane, oblewając krwawem światłem drzewa, krzewy i gromadę ludzi. Słychać było głośne śpiewy i muzykę.
Regent podniósł się na bryczce.
— Co to, Mateuszu? — zapytał.
— Co to? — zawołała panna Wanda.
— A to, wielmożny panie — odrzekł, — nic inszego, jeno dożynki.