przyjechał. Rzadkiem zjawiskiem był gość w Lasku, zwłaszcza ze stron dalszych, więc komentowano na różne sposoby to zdarzenie.
Regent, zauważywszy, że muzyka ucichła i zabawa uległa przerwie; rzekł do gospodyni:
— Pani dobrodziejko, niech się ludzie bawią, nie przerywajmy im, owszem chodźmy do nich.
— Państwo strudzeni, z drogi...
— Nic nie szkodzi. Ja przecież też jestem gospodarz; maleńki, bardzo maleńki, ale zwyczaje wszelkie szanuję, moja siostra również, a o Wandzi niema co mówić.
— Naturalnie, ojczulku — wtrąciła panna Wanda, — ja mogłabym siedzieć do rana i na taką zabawę patrzeć.
— Może i tańczyć?
— A dlaczegoby nie?
— Proszę, proszę... uważam, że humor powraca...
— O nie opuszcza on mnie nigdy, gdy widzę ojczulka zdrowym i zadowolonym.
— Na ganek, przed dom, pani dobrodziejko, niech się ludzie bawią i my się bawmy. Stary obyczaj, dobry obyczaj...
Rzekłszy to, regent drzwi otworzył i kobietom przejście dał, kłaniając się z uprzejmością starszym ludziom właściwą, a dziś już z mody wychodzącą.
— No, młody panie dziedzicu — rzekł do Bole-
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/138
Ta strona została skorygowana.