Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/153

Ta strona została skorygowana.

— Jak komu do upodobania, panie. Dziewusze pasuje chłopak, a babie dziad. Jak wielmożny pan widzi, ja nie dzisiejsza; letnia kobieta jestem i właśnie dla Mateusza samo prawie.
— Jakże to się stało tak prędko? Nie wspominałeś, Mateuszu, że się chcesz żenić...
— Bo i sam nie wiedziałem, wielmożny panie regencie, że mi się taka przygoda stanie...
— Przygoda?
— A no tak, przygoda. Nie wiedziałem, że będziemy w Lasku, że zobaczę jeszcze swoje strony. Ja tu w Pokornicy urodzony, każdy kamień przy drodze znam; co chałupa to krewniak, co druga to swojak. I jak tylko obaczyłem dawne kąty, tak mnie zaraz coś wzięło, żem mało nie zapłakał. Poszedłem do Pokornicy: karczma ta sama, chałupy te same, figura za wsią ta sama, tylko ludzie się postarzeli. Wypiło się to z tym, to z tym. Przyszły baby, zaczęły rajcować, jako że skoro przyszedłem na swoje śmiecie, to już powinienem na nich pozostać do śmierci. A ja na to, jak na lato; że zaś dwieście rubli w kasie mam i powiedziałem o tem przyjaciołom, tedy zaraz baby rzekły, że mi pasuje się ożenić z Agatą Bławatkową... i oto, proszę pana i państwa, przyszliśmy tu oboje...
— Mateuszu — rzekł regent, — oczywiście woli twojej stanie się zadość, jesteś pełnoletni i możesz robić co ci się podoba, ale muszę ci powiedzieć, że za prędko się zdecydowałeś; a i wy,