Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/158

Ta strona została skorygowana.

czuje się tak zdrową i silną, że wszelka myśl o odpoczynku byłaby grzechem z jej strony. Próżne perswazye; przyzwyczaiła się do tego ustronia, do swych zajęć, i kto wie, może ma słuszność; może zmiana miejsca i zmiana trybu życiu, zamiast pomódz, zaszkodziłaby jej. Co do mnie, nie będę już namawiał.
— Ja jeszcze spróbuję, chociaż wiem naprzód, że napróżno... Otóż myśl o matce jest przyczyną mojej bezsenności; ale radbym wiedzieć, co ciebie, braciszku, obudziło tak wcześnie?
— Nie wiem. Od niejakiego czasu sypiam mniej, niż zwykle.
— Nieszczery jesteś.
— Zdaje ci się, Anielciu.
— Doprawdy? Dla czego nie powiesz mi wprost? Czy nie godna jestem twego zaufania? Chcesz mieć tajemnice przede mną?
— Nie mam żadnych.
— Źle ją ukrywasz, braciszku. Tobie się zdaje, że ukryłeś ją na samem dnie serca, a ona wygląda z oczu twoich. Nie trzeba odznaczać się wielką domyślnością, aby ją odgadnąć i zrozumieć.
— Więc tyś odgadła?
— Tak.
— Czy nie przeceniasz swojej domyślności?
— Osądź sam. Czy możesz mi zaręczyć słowem uczciwości, że jestem w błędzie i że Wandzi nie kochasz?..
Młodzieniec nie odpowiedział na to pytanie.