— Milczysz, bo nie możesz zaprzeczyć, a nie wiem dlaczego nie chcesz przypuszczenia mego potwierdzić.
— A więc: tak! — i to właśnie jest mojem największem zmartwieniem.
— Bolciu! co ty mówisz? miłość jest szczęściem, nie zmartwieniem.
— Skąd ty możesz o tem wiedzieć?
— Wiem, — odrzekła zarumieniona.
— Dajmy pokój tej rozmowie, Anielciu; ona jest przykrą dla mnie...
— O, tembardziej wytłómacz się jaśniej: co przykrego może być dla ciebie? Ja się cieszę, że taki a nie inny wybór chcesz zrobić, ja już pokochałam Wandzię jak siostrę, jak przyszłą twoją żonę...
— To się nigdy nie stanie.
— A to dlaczego?
— Dla kilku przyczyn... Naprzód, nie dość jest kochać, trzeba i być kochanym.
— Alboż nie jesteś?
— Nie wiem, ale zdaje mi się, że nie...
Panna Aniela roześmiała się.
— O bracie, bracie — rzekła, — jesteś niesprawiedliwy.
— Ja?
— Ależ tak, tak, uparty grymaśniku! chyba nie chcesz widzieć, a ja ci powiadam — ja, że ona tylko o tobie myśli...
— Mówiła ci to?..
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/159
Ta strona została skorygowana.