Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/160

Ta strona została skorygowana.

— Eh, masz się za dorosłego człowieka, a widzę, że jesteś jeszcze dzieciak! Tobie się zdaje, że trzeba zaraz mówić, opowiadać, głosić przed całym światem... a może jeszcze prosić takiego niewiernego Tomasza, jak ty, żeby się dał przekonać?.. Spojrzyj w jej oczy, będziesz miał odpowiedź...
— A choćby nawet tak było, — odrzekł Bolesław smutnie, — choćby tak było, to jeszcze nie usuwa przeszkód. Ona jest bogata, ja dotychczas swojego nic nie mam, a za łowcę posagowego uchodzić nie chcę. Czy myślisz, że jej ojciec uwierzyłby w szczerość i bezinteresowność mego uczucia dla Wandy? że nie przyszłoby mu na myśl podejrzenie, że głównie majątek mam na widoku?
— Nie masz racyi, nie masz racyi — uparcie powtarzała panna Aniela, — ja cię przekonam, że jesteś w błędzie.

Radosne okrzyki dzieci przerwały tę rozmowę. Od strony dworu biegł Oleś i Mania, a za nimi na tle zieloności rysowała się sylwetka pani Feliksowej.
— Już nasi goście powstawali — rzekła Anielka, — ale pamiętaj, braciszku, że nasz spór nie jest skończony. Ja cię jeszcze potrafię przekonać, że jesteś w błędzie...
Z wielką obawą i nieśmiałością panna Wanda weszła do pokoju, w którym znajdował się jej ojciec. Miała do niego prośbę, a nie była pewna pomyślnego jej rezultatu. Chodziło o to, ażeby pobyt w Lasku przedłużyć jeszcze o cztery dni