Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/185

Ta strona została skorygowana.

— Muszę to jaśniej wytłómaczyć — rzekła, — muszę panu powiedzieć, co mi dało ciężkie życie i długoletnie doświadczenie, raptowna zmiana losu, przejście od bogactwa i życia bez troski do twardego jarzma obowiązków i troski o chleb powszedni. Nieraz tu, w tym samym domu, czuwając po nocach nad choremi dziećmi, zadawałam sobie pytanie: coby też było z temi dziatkami, gdybym posiadała majątek mego ojca? I zdawało mi się wówczas, że los te dzieci skrzywdził strasznie. Płakałam gorzko, bluźniłam nawet. Ale po niejakim czasie przychodziła refleksya. Wszakże ja miałam majątek, byłam bogata, a teraz... I przyszło mi na myśl, że moja córka mogłaby się znaleźć w takiem samem położeniu, co ja: rozpieszczona, przyzwyczajona do zbytków, a nieumiejąca radzić sobie i pracować. Mój syn byłby paniczem, zepsutym od wczesnej młodości faworam losu... możeby wszedł na złą drogę, może...
— O, dlaczego takie przypuszczenia?
— Tyle mamy przykładów, panie! Ojciec zbiera majątek, syn go trwoni, a jeżeli nie syn, to wnuk...
— Bywa i inaczej.
— Ostatecznie przyszłam do przekonania, że lepiej się stało, że lepiej będzie, gdy przysposobię dzieci do samodzielnej pracy, gdy je przyzwyczaję do przestawania na małem. Nie paniczów nam trzeba, ale ludzi. Poszczęściło mi się: Boleś zrozumiał mnie, Anielka również. On, przez ostatnie