je; całego majątku zięciowi nie odda, zapisem wszystko obwaruje... Tak, ale i nieboszczyk Jaskólski obwarował i zabezpieczył także, a jednak... Zapewne, ale co innego nieboszczyk Wierzbiński, panicz i potrosze hulaka — a co innego stateczny już człowiek i zdolny prawnik Wolmański! Na kogo czeka?...
Machnął ręką, jak gdyby pragnąc odpędzić smutne myśli od siebie, i machinalnie rzucił okiem na listy.
Pierwszy, od znajomego obywatela, nie zawierał nic ciekawego. Chodziło o informacye, dotyczące zawiązania pewnej spółki, oraz o naszkicowanie przedugodnych punktów. Korespondent prosił, aby to mogło być gotowe za dwa tygodnie, przed terminem zebrania się inicyatorów.
Ten list schował pan Gorgoniusz do pugilaresu. Drugi był od Kalasantego.
— Czegoż ten żąda? — mruknął; — obrażony był na mnie przed wyjazdem, a jednak... pisze.
W miarę, jak regent czytał, zdziwienie malowało się na jego twarzy; w końcu wybuchnął głośnym śmiechem.
W tej samej chwili wbiegła do altanki panna Wanda.
— Ojczulku, proszę do towarzystwa. Z czego się ojczulek tak śmieje?
— Jakże się nie mam śmiać. Roman się znalazł!...
— Pan Roman?
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/187
Ta strona została skorygowana.