Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/192

Ta strona została skorygowana.

teresów masz panna na głowie. Prawda?
— Niezawodnie...
— Ciekaw jestem bardzo; daj mi poznać chociaż jeden.
— Powiem ojczulkowi chętnie, ale dopiero w domu Obecnie wracajmy do towarzystwa, czekają na nas...
Pomimo niepogody, nie pozwalającej ani na polowanie, ani na wycieczki, czas schodził szybko na ożywionej rozmowie. Towarzystwo podzieliło się na dwie grupy. Gospodyni domu, panna Malwina, regent i pan Feliks tworzyli jedną, młodzież, do której przyłączyła się i pani Anastazya, drugą.
Regent z niewyczerpanej kopalni swych wspomnień wydobywał coraz to nowe szczegóły, bądź to dotyczące rodziny Jaskólskich, bądź jego własnej przeszłości. Zwykle małomówna panna Malwina ożywiła się i do słów brata swoje dorzucała uwagi, a Wolski słuchał z zajęciem.
— Trudno opowiedzieć — mówił regent, — jak się cała nasza okolica zmieniła; rodziny zamożne podupadły, nowe, nieznane do zamożności przyszły, i to stosunkowo w niedługim czasie. Ludność w ogóle wzrosła, miasta powiększyły się szybko, wielkie fortuny rozpadły się na folwarki, folwarczki, kolonie; młodzież ze sfery intelligentnej garnie się do przemysłu, do rzemiosł, do handlu.
— A pan ten ruch potępia? — zapytał Wolski.
— Bynajmniej; zaznaczam tylko fakt.
Nad wieczorem deszcz ustał, ukazało się słoń-