wczoraj; list otrzymałem, a za pamięć i wiadomości dziękuję.
— Bardzo długo bawiłeś na wsi, kochany regencie. Musiałeś się też i wynudzić śmiertelnie...
— Przeciwnie, przepędzałem czas doskonale.
— Wyobrażam sobie, żeś godnie podtrzymywał na zapadłej prowincyi sławę naszych winciarzy i w kozi róg zapędziłeś zaściankowych fuszerów, chociaż, co prawda, takie łatwe zwycięstwa nie sprawiają szczególnej satysfakcyi.
— Nie grałem wcale.
— Czy może być?!
— Na seryo.
— Jabym nie wytrzymał. Gdyby nie było partnerów, nauczyłbym grać wszystkich domowników, chociaż i tego nie potrzeba, bo niema przecież tak zapadłego kąta w kraju, żeby się nie znalazł sąsiad, doktor, aptekarz, ksiądz...
— Zapewne, ale mi o to; wcale nie chodziło przeważnie przepędzałem czas na świeżem powietrzu, chodziłem dużo, polowałem...
— Polowałeś? proszę! Nie wiedziałem, że jesteś myśliwy.
— Pokazuje się, że mam talent wrodzony; zabiłem moc kaczek...
— Dzikich?!
— Oczywiście... Któżby do swojskich strzelał?
— Pyszne jedzenie kaczka; bardzo lubię. Na śniadanie mogę zjeść jedną, na obiad dwie. W grun-
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/212
Ta strona została skorygowana.