na miesiąc, oprócz zwykłych wieczorków wintowych, zbierało się większe towarzystwo. Bywali Wolscy, panna Aniela, kilku młodzieńców.
Pan Gorgoniusz cieszył się szczerze, że jego córka tak się ożywiła i nabrała chęci do życia. Zdawało mu się nawet, że wypiękniała.
Kiedy powróciwszy z miasta, wbiegała do domu, wesoła, z zarumienioną, przez mróz wyszczypaną twarzyczką, regent promieniał z radości.
Panna Aniela przyjeżdżała z Wandą co sobota i zostawała już na niedzielę; dopiero w poniedziałek rano obie powracały do pracy.
Dom cały ożywiał się z przybyciem tej wesołej, pełnej życia dzieweczki. Wybuchy srebrzystego śmiechu rozlegały się co chwila, dźwięki fortepianu i piosnek ludowych, które panna Aniela miłym bardzo głosem śpiewała, napełniały pokoje.
Regent bardzo polubił tę panienkę i sądził, że Wanda jej towarzystwu w znacznej części zawdzięcza humor swój i zadowolenie, więc też witał zawsze pannę Anielę najserdeczniej i zapraszał, aby zamieszkała w willi stale, żeby jak najczęściej przyjeżdżała.
Jednego dnia rano, gdy już Wanda odjechała do miasta, a regent zabrał się do czytania gazet, gdyż z powodu lekkiej niedyspozycyi, postanowił cały dzień w domu przepędzić, na dziedziniec zatoczyła się dwukołowa biedka, i wysiadł z niej Abram Wasserman, dobrze znany panu Gorgoniu-
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/236
Ta strona została skorygowana.