kwadrans odbywał ćwiczenia z hantlami, a przez drugi zabawiał się piłką.
Wszyscy trzej byli najmocniej przekonani, że tylko dzięki tym niewinnym środkom leczniczym utrzymują się przy życiu, dzięki tym środkom, oraz hygienicznemu życiu, wczesnemu wstawaniu i wczesnemu udawaniu się na spoczynek.
Oczywiście, że z takimi partnerami trzeba było grę zaczynać i kończyć wcześnie.
Oprócz tych trzech najbliższych pana Gorgoniusza przyjaciół, bywali jeszcze i inni: pan Damian, pan Ignacy, pan Teodor, ale ten ostatni najrzadziej bywał zapraszany, gdyż grał nieszczególnie i kłócił się przy kartach. Był właśnie wtorek, pogoda prześliczna, dzień jasny a nie gorący, godzina czwarta po południu. Pod werendą od strony ogrodu przygotowano zielony stolik, na nim karty i kredki. Pan Gorgoniusz z okna swej kancelaryi spoglądał na drogę i gości oczekiwał.
Mateusz, stangret p. Gorgoniusza, pojechał po nich przed godziną, a że są to ludzie punktualni, więc nie powinniby się spóźnić. Jakoż nie spóźnili się: w kilka minut po czwartej powozik zatoczył się przed ganek, i uprzejmy gospodarz wybiegł powitać swych gości. Przyjechał tylko pan Salezy i pan Kalasanty.
— A gdzieżeście podzieli Romana? — spytał regent.
— Nie mógł przybyć razem z nami, ale przy-
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/24
Ta strona została skorygowana.