tego, że mi zależy na pośpiechu.“ To jest cała prawda. Ja brałem ten interes do głowy, myślałem trochę, przyjechałem tu.
— Wiesz doskonale, że ja nie mam zamiaru kupić. Po cóż więc czas tracić napróżno?
— Prawda, ale ja wiem i to, że do pana przychodzą ludzie po radę, pytają się: co można kupić? gdzie dobrze pieniądze ulokować? Ja wiem, że pan regent niejednego amatora ma. Moglibyśmy doskonale zarobić.
— To jest kto?
— Pan regent trochę, ja trochę.
— Niemam zamiaru być twoim wspólnikiem, panie Wasserman.
— Czy to, z przeproszeniem, może panu ubliżać?
— Nie, ale wogóle wdawać się w to nie chcę.
— Dlaczego?
— Nie widzę potrzeby usprawiedliwiać się.
Wasserman zrobił minę płaczliwą.
— Panie regencie — rzekł, — na co ja mam być skrzywdzony? Ja mam żonę i dzieci, ja poniosłem już na ten interes wielkie koszta, wielkie wydatki! Napracowałem się około tego — już ducha w sobie nie czuję, pół zdrowia straciłem latając.
— I to wszystko przez półtrzeciej godziny! Od ósmej do wpół do jedenastej. Bardzo szybko tracisz zdrowie i pieniądze, panie Wasserman. Oszczędzaj się, bo jeżeli dalej pójdzie w tym stosunku, to o pierwszej już wcale zdrowia mieć nie będziesz.
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/242
Ta strona została skorygowana.