Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/259

Ta strona została skorygowana.

z kilku biednemi dziewczętami, dla których ona będzie środkiem do życia.
— Cóż zrobisz teraz?
— To już ułożone. Anielcia, jak ojcu wiadomo, także za mąż wychodzi, zakład sprzedamy dwom naszym pomocnicom, niezamożnym panienkom na wypłatę, a otrzymanych pieniędzy użyjemy na zapomogę dla ubogich dziewcząt, pragnących się kształcić praktycznie...
— Wszystkoście obmyśliły... Oj ty, ty — dodał, całując ją w czoło, — ty zawsze zawczasu obmyślasz!.. Przypominam sobie, jak przed kilku laty indagowałaś mnie o Młynków, Lasek, o rodzinę Jaskólskich i Wierzbińskich. Ja w głowę zachodziłem, na co ci mogą być te wiadomości potrzebne, a tyś już wtenczas obmyśliła sobie pana Bolesława.
— Ależ nie, stanowczo nie! wówczas jeszcze nie myślałam o nim...
— No, kochaneczko, wracaj do naszych gości, ja do piwnicy pójdę i sam wybiorę flaszkę, z której za wasze zdrowie pić będziemy.
Wanda rzuciła się ojcu na szyję ze łzami szczęścia w oczach.

. . . . . . . . . . . . . . . .

Czas biegnie.
Pan Gorgoniusz mieszka w swojej willi, ale wyjeżdża bardzo często. Tęskno mu do córki, do zięcia, a najbardziej do małego wnuczka, za którym przepada i przeróżne zabawki mu zwozi.