Aby mieć powód do jak najczęstszego odwiedzania cukrowni, kupił kilka udziałów i postarał się, aby go wybrano do rady zarządzającej. Jest więc w fabryce jak u siebie w domu, ma zajęcie. Zięć objaśnił mu ogólne przeznaczenie wszystkich machin i kotłów tej wielkiej fabryki, wtajemniczył go w bieg interesów, i pan Gorgoniusz jest dumny, że ma zatrudnienie i że jeszcze jest pożyteczny i czynny, mimo podeszłego wieku.
Przynajmniej pół roku przepędza u dzieci; latem, gdy pogoda jest piękna, wyprowadza się z wnuczkiem do ogrodu, i tam we dwóch, — staruszek, który już w życiowej pielgrzymce kresu dobiega, i dzieciak, zaledwie chodzić umiejący, — bawią się godzinami całemi. Gonią barwne motyle, urządzają ogródki, ustawiają na ławkach ogrodowych całe armie blaszanego wojska; piechotę, kawaleryę, armaty...
Starzec się śmieje, dzieciak klaszcze w ręce i tyranizuje dziadka, który mu niczego odmówić nie potrafi.
Panna Aniela, a raczej pani Aniela, szczęśliwa jest ze swoim mężem. I ona, i Bolesław, namawiają matkę, aby Lasek sprzedała lub wypuściła w dzierżawę, a sama przy dzieciach osiadła, ale ona ani słuchać o tem nie chce.
— Za nic na świecie! — powtarza: — co jabym robiła? zamęczyłabym się bez zatrudnienia... Przywiązałam się do tego ubogiego domku, do biednej