cyę. Ja już oddawna noszę się z myślą założenia towarzystwa gimnastycznego.
— Tak — wtrącił ironicznie pan Salezy, — słyszę to od lat trzech, ale dotychczas towarzystwa nie widzę.
— Niech-no tylko opracuję projekt ustawy, pójdzie wszystko gładko.
— Ale odbiegamy od głównego przedmiotu — rzekł gospodarz, — mieliśmy mieć dowody.
— Bardzo pięknie. Romana nie widać, mamy czas, więc zagrajmy sobie tymczasem w piłkę. Jest to bardzo dobra forma gimnastyki, jak was kocham.
Regent roześmiał się.
— Jak to? — rzekł, — my starzy mamy w piłkę grać?
— Może nie umiecie? Nie pamiętacież, jak to było temu lat... lat... kiedyśmy do szkół chodzili! Regencie, przecież ty byłeś pierwszym do palanta, a i Salezy nie obcierał się wówczas słoną wodę...
— Któżby zapomniał! — rzekł regent. — Najmilsze to czasy w życiu człowieka — czasy szkolne! Żyliśmy wówczas jak ptaki, nie znając co zmartwienia i obowiązki, czasem łacina się sprzykrzyła, czasem do „carceresu“ wsadzono, ale też na tem się nasze ówczesne troski kończyły.
— Więc też przypomnijmy sobie owe czasy dzieciństwa i zagrajmy w piłkę! Przekonacie się, jaki będziecie mieli apetyt, jaki humor!
Pan Salezy protestował energicznie.
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/28
Ta strona została skorygowana.