Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/29

Ta strona została skorygowana.

— Do czego to podobne?! Szanowny kolega Kalasanty nie chce pamiętać o swoim wieku i tuszy, że już nic nie mówię o powadze.
— Ależ panie Salezy...
— W każdym razie propozycya dość dziwna. Ciekawym, jak się na to zapatruje regent?
— Tak, tak — wtrącił Kalasanty, — jak się zapatruje nasz kochany gospodarz? Rozstrzygniemy kwestyę przez głosowanie. Pan Salezy oczywiście, głosuje contra...
— Naturalnie...
— Ja pro, a regent?
— Ja również, cóż mi to szkodzi?
— Przegłosowany jesteś, panie Salezy!
— Większością jednego głosu, wielka rzecz!
— Znajdzie się i drugi — rzekł pan Kalasanty, ujrzawszy zbliżającą się córkę gospodarza. — Panno Wando, prosimy bliżej, jest ważna sprawa. Dla stwierdzenia pewnej teoryi, wnoszę, abyśmy zagrali w piłkę.
— Panowie?
— Tak jest, my, to jest: ojczulek pani, pan Salezy i ja. Cóż pani na to?
— Prześliczna myśl — odpowiedziała, śmiejąc się.
— A widzisz, panie Salezy, że mamy już większość absolutną, która twoją opozycyę rozbija na proch... Panna Wanda nie odmówi nam zapewne towarzystwa?
— Do piłki? Doskonale. Ach! jak ja ongi, za