Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

pensyonarskich czasów, lubiłam grywać w piłkę! Teraz nie mam z kim, ale gdy się trafia taka niespodziewana okazya, więc biegnę szukać piłki.
Pan Kalasanty uszczęśliwiony, że może stwierdzić swoją teoryę czynem i przekonać niedowiarków o skuteczności gimnastyki, wziął się energicznie do rzeczy i urządził zaraz grę. Pomimo otyłości swojej, ruszał się nader żwawo, podskakiwał, piłkę w lot chwytał i odrzucał, nie jak stary emeryt, lecz jak młodzieniaszek, oddający się całą duszą ulubionej zabawie. Regent także się rozruszał, a pan Salezy, chcąc uniknąć żartów i docinków Kalasantego, uwijał się, jak mógł.
Panna Wanda śmiała się serdecznie z tej zaimprowizowanej zabawy, a że wesołość jest zaraźliwą, więc i panowie wpadli w doskonały humor. Kalasanty sypał koncepty jak z rękawa i do dalszej gry zachęcał, co chwila czoło czerwonym fularem ocierając.
— No, panowie, dość! — zawołał regent: — ja już nie mogę. Zmęczyłem się...
— Głupstwo — rzekł Kalasanty, — nie zważać! To tylko pierwszy raz czuje się fatygę, później już nic, żadnego znużenia, nic a nic. Pan Salezy, naprzykład, w tej chwili ledwie się rusza, a zobaczycie, jaki będzie żwawy jutro!
— Przepraszam szanownego kolegę — odezwał się ironicznie Salezy, — wcale nie jestem zmęczony.
— Proszę!
— Tak jest. Człowiek, który co wieczór nacie-