Poznały się z córką pańską w naszym domu i zaprzyjaźniły. Co może pan mieć przeciwko temu?..
— Zapewne, że nic — tylko widzi pani, wracając do kwestyi, która jest powodem mojej dzisiejszej bytności u państwa, to właśnie te nowe znajomości w zestawieniu ze zmianą usposobienia mej córki łączą się jakoś szczególnie.
— Ależ nie!... zdaje się panu...
— Wszak panienka, o której mówiliśmy, ma brata?
— Tak.
— Czy i jego Wandzia poznała?
— Istotnie, spotkali się raz u nas...
— Pani dobrodziejko, to jest źle... tu się coś święci... Co właściwie, nie wiem, ale prośbę moją powtarzam: ratuj mi pani dziewczynę... Przyjedź pani, badaj, radź, bo... bo... widzisz pani — dodał głosem przyciszonym i drżącym ze wzruszenia, — ja mam tylko ją jedną i więcej nikogo na świecie...
Regent z kamienicy, do której przed dwiema godzinami wbiegł z takim impetem, wychodził powoli, ze spuszczoną głową. Gniew ustąpił miejsca poważnej zadumie. Nie myślał już pan Gorgoniusz ani o cukierni, gdzie przyjaciół swoich mógł spotkać, ani o wincie. Miał zamiar powrócić zaraz do domu.
Na rogu ulicy pan Kalasanty porwał go w objęcia.
— Jak się masz, regencie! — zawołał — właśnie
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/58
Ta strona została skorygowana.