ciebie mi było potrzeba... Ale cożeś to taki jakiś nie swój dzisiaj?
— Zmartwienie mam, czuję się jakby przygnębionym.
— Wszystko głupstwo, wszystko przeminie... tylko trochę gimnastyki, ruchu...
— Dajże mi pokój ze swoim ruchem, mój Kalasanty kochany. Nie to mi w głowie...
— To źle. Gubisz się, kochany przyjacielu, sam dobrowolnie się gubisz. Słuchaj, dam ci parę hantli pięciofuntowych. To zbawienne, jak ci dobrze życzę.
— Daj pokój, moje cierpienia są, natury moralnej, a na to żadna gimnastyka nie pomoże...
— Właśnie, że tylko gimnastyka i nic więcej. Kręcisz głową? krzywisz się? Nie, to nie! Sam sobie winę kiedyś przypiszesz, że nie usłuchałeś dobrej rady.. Nie wspomnę już więcej o tem, gdyż nie mam zwyczaju narzucać się... Gdzież zamierzasz przepędzić wieczór dzisiejszy?
— Wracam do domu.
— Zaraz?
— Natychmiast.
— Nie róbże głupstwa! Ja idę na wieczór do Andrzeja, będzie tam kilka osób, wint na dwa stoliki... Właśnie, idąc, myślałem o tobie, a tu najniespodziewaniej wpadłeś mi w ręce; Przyznaj, że szczególny wypadek, wyraźna wskazówka losu i zarazem znak nieomylny, że karta iść będzie doskonale. Gorgoniuszu! takich rzeczy nie można
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/59
Ta strona została skorygowana.