Udaje się to niekiedy, jeżeli kto ma wolę bardzo silną.
Pan Feliks ją miał; wyrobiła ją w nim twarda szkoła życia.
Syn niezamożnych rodziców, od bardzo wczesnej młodości sam na siebie pracował, a pracował podwójnie: aby się kształcić i aby... żyć. Ciężkie to zadanie. Nauka, z początku zwłaszcza, przychodziła mu niełatwo, — przygotowania dostatecznego z domu nie wyniósł; nad czem koledzy jego pracowali godzinę, on musiał dwóch i trzech na to użyć. Pomocy naukowej nie miał; dobrze, że rodzice mogli do jakiegoś czasu kąt dla niego i liche pożywienie opłacić. Potem i to ustało. Ojciec umarł, matka niezadługo za nim poszła, i chłopiec został sam jeden.
Całe szczęście, że sieroctwo zaskoczyło go wtedy, gdy już mógł lekcyami trochę zarabiać. Zarabiał też; w jednym domu uczył małych chłopców za obiad, w drugim za kąt do przespania się, odrabiał ćwiczenia i zadania za próżniaków, a nad własną nauką pracował nocami.
Cierpliwy, cichy, małomówny, nie znał zabaw ani rozrywek, a do wytkniętego celu nie biegł w gwałtownych podskokach, lecz szedł jak wół w jarzmie, z pochyloną głową, krok za krokiem. Wyorywał sobie egzystencyę...
Ostatecznie poznano się na jego sile i wytrwałości żelaznej — dawano mu zarobek chętnie, gdyż
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/63
Ta strona została skorygowana.