był lubiany i ceniony. Sami nauczyciele polecali go, jako doskonałego korepetytora.
Po ukończeniu szkół udał się do politechniki, sądząc, że na tej drodze najprędzej dobije się rezultatów praktycznych.
Na kursach jeszcze cięższe miał życie. W mieście obcem, bez znajomości i stosunków, o lekcye było trudno; znalazł zaledwie jedną, nędznie płatną, ale potrzeby miał skromne, byle czem się obywał i na niewygody i niedostatek nie zważał — byle skończyć kursa. Skończył je nareszcie, został technikiem.
Zdawało mu się, że już celu dopiął, że za kilkanaście lat nadludzkich prawie wysiłków znajdzie stanowisko i pracę spokojną. Przekonał się jednak, że i to niełatwo przychodzi. Techników poszukujących pracy jest dużo, a właścicieli fabryk, którzyby pracę chętnie dawali, niewielu.
Po kilku latach praktykowania za darmo, za pół darmo, lub za marne wynagrodzenie, dostał wreszcie posadę względnie dobrą. Firma była poważna, właściciel wielce od pracowników wymagający, ale uczciwy. Przyzwyczajony do oszczędnego życia, pan Feliks zebrał sobie trochę grosza i postanowił się ożenić. Wziął panienkę ubogą, równie ciężko pracującą na swój kawałek chleba, jak i on sam. Była nią właśnie panna Anastazya, nauczycielka Wandzi.
Ślub odbył się rano: wyszedłszy z kościoła, państwo młodzi udali się do swoich zatrudnień:
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/64
Ta strona została skorygowana.