Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/67

Ta strona została skorygowana.

nią a panią Anastazyą zawiązywał się coraz silniej.
Gdy pan Feliks po ukończeniu roboty do domu powrócił, żona powiedziała mu o bytności regenta i jego zmartwieniach.
Roześmiał się, wysłuchawszy relacyi o zaniepokojeniu i przerażeniu starego sądownika.
— Wierzę bardzo — rzekł — że się zaniepokoił. Dziewczyna zaczyna myśleć poważnie, a ojcowie tego pokroju, co szanowny pan Gorgoniusz, tego nie lubią. Są to dobrzy ludzie, ale zasklepili się w skorupach pewnych form i reguł, jak ślimaki, i zmian, które zaszły, nie widzą lub widzieć nie chcą. Ludzie postępują, idą naprzód — oni stoją w miejscu; można powiedzieć, że świat uciekł przed nimi...
— Przecież pan Gorgoniusz jest człowiek rozsądny...
— I bardzo nawet, ale na swój sposób... Ubierz się: prześliczny jest wieczór, księżyc świeci, chodźmy się przejść. Mnie głowa trochę boli, a i tobie, jak sądzę, spacer nie zaszkodzi. Dzieci zapewne już śpią...
— Od godziny.
— Dzieci... może i one nas kiedyś tak sądzić i krytykować będą, jak my dziś sądzimy poczciwego regenta...
— O nie, nie! mój kochany...
— Kto wie? nie będziemy przecież zawsze młodymi, przyjdzie i na nas starość, a wtenczas...