Chcąc się dostać do Lasku, trzeba było z szosy zwrócić na lewo, na drogę boczną, piaszczystą, szerokąi nad potrzebę i nad zwyczaj.
Ziemia była licha, więc jej nie żałowano, a gdy podróżnym zdawało się, że środkiem drogi za głęboki jest piasek, zjeżdżali na bok, na skraj pola i znajdowali taki sam piasek, tylko jeszcze głębszy. I naprawdę rozróżnić było trudno, gdzie droga, a gdzie brzegi pola, gdyż rowy zasypały się i zarosły, garby zagonów wiatr porozdmuchywał, brózdy zasypał i zatarł wszelkie ślady sochy, którą niegdyś, niegdyś, para chudych wołów tędy ciągnęła.
Niegdyś, gdyż teraz wołów z sochami na tem polu nie ujrzy, wielki kawał ziemi folwarcznej, nędznej, zysków nie dającej, zapuszczono odłogiem — jałowiec na niej porastał, gdzie niegdzie sosenka karłowata sterczała, lub tez z ziarn, przyniesionych przez wiatr, wyrastały młode choinki.