Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/94

Ta strona została skorygowana.

poleśny, marna drobna osinka tu rosła. Jej staraniem, zabiegliwością, jest tu teraz pole, nie osobliwe, ale przecież owies na nim jaki taki rośnie. Cały ten majątek to była pustka zupełna; ona ją ożywiła.
Tak rozmawiając, doszli do pola, na którem gromadka żeńców żyto zbierała.
— O widzisz, panie Feliksie — mówił młodzieniec, — to żyto...

Nie dokończył. Żniwiarze bowiem, ujrzawszy zdala panicza z jakimś obcym, nieznanym panem, przygotowali powrósła, i kiedy ci zbliżyli się do pola, wnet otoczyła ich cała gromadka pracowników i poczęła wiązać im nogi.
— Tera, niech się panicze wykupią... — mówiła rezolutna przodownica, przystojna, tęga dziewucha.
— Niech się panicze wykupią, niech wykupią, bo jeszcze mocniej zwiążemy! — wołały inne. — Nasze powrósełka złocone, ze świeżuchnej słomy skręcone...
Nieco drobnej monety, złożonej do rąk przodownicy, wywołało wielką uciechę.
— Życzę paniczowi, żeby zboże plonowało, po trzy korce z kopy sypało, a obcemu panu z miasta, żeby mu pieniądze na bruku rosły...
Odszedłszy od żniwiarzów, pan Feliks z młodym Wierzbińskim chcieli iść dalej, ale zabiegł im drogę chłopczyna, wysłany z dworu, i oznajmił, że panie proszą.