Była to młoda dziewczyna, a z powodu małego wzrostu, za podlotka mogła uchodzić, pomimo że już siedemnaście lat skończyła.
Rysy twarzy miała drobne, regularne, figurę prześliczną; włosy czarne, jak noc, w dwóch ciężkich, grubych warkoczach, imponowały bogactwem, ale najpiękniejszym szczegółem całej postaci były oczy czarne, duże, a takie jakieś rozumne i wymowne zarazem, że kto je raz ujrzał, zapomnieć ich nie mógł.
Panna Aniela wyglądała niby pączek róży, na rozkwitnięciu, uroda jej była niezwykła, nie posągowa, nie klasyczna, ale pełna życia, energii i zapału młodości. Miała temperament nadzwyczaj żywy; do mówienia nie wystarczały jej usta: ona mówiła oczyma, twarzą, pełną wdzięku gestykulacyą rąk i ruchem całej figury, tryskającej życiem i zdrowiem. Na twarzy jej, dziwnie ruchliwej, dołeczkami ozdobionej, jak chmurki przelotne, coraz to zjawiały się i znikały rumieńce, powtarzała się oryginalna a nieustająca prawie igraszka barw w najrozmaitszych odcieniach, tonach i półtonach.
Wybiegła na ganek, ujrzawszy przychodzących, panu Feliksowi podała drobną rączkę, bratu na szyję się rzuciła.
— Niedobry! — rzekła, — mam do ciebie żal.
— O co?
— Nie mogłeś też kazać Kasi, żeby mnie obu-
Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/96
Ta strona została skorygowana.