przewracała, wykazywała wady towaru, a kiedy powiedziano jej cenę, miażdżyła cały personel sklepowy piorunującym wzrokiem i pełnym oburzenia wykrzyknikiem:
— Co?...
Rzuciwszy takie zapytanie, nie patrząc już na porozrzucane, jakby po tatarskim napadzie towary, z godnością zmierzała ku drzwiom.
Rozumie się, że w takim razie pan kupiec, kupcowa, wszystkie ich dzieci, dziewczyny sklepowe i subjekci, gromadzili się u wejścia, prosząc, aby godna pani nie była tak gwałtowna, tłómacząc, że w handlu niema gniewu, że z taką nadzwyczajną znawczynią można się porozumieć w dwóch słowach, że zresztą, cena towaru to nie jest przeznaczenie, którego zmienić nie można, ale pojęcie tak rozciągliwe i elastyczne jak kauczuk.
Ciotka ustępując tym prośbom, zasiadała na podanem jej uprzejmie krzesełku, rzucając znowuż lakoniczne zapytanie:
— Więc?
Od tego momentu zaczynała się dopiero prawdziwa praca dla personelu sklepowego.
Jakie zaklęcia, jakie przysięgi! Na zdrowie własne, na dzieci, na dożycie do wieczora, na szczęście do handlu, na dojście do domu, na połamanie rąk i nóg, na choroby i wszelkie nieszczęścia wrogów, na słońce, które świeci nad nami, na wieczór jaki niedługo nastanie, na szczęśliwe dożycie do dnia szabasowego, na
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.
— 96 —