w trzecim także, a teraz już go od trzech dni nie widać.
Ojciec śmieje się z tego i mówi, że człowiek mający się żenić, nie traci wolności osobistej, że nic go nie zmusza, do wyrzeczenia się znajomości, stosunków, do zaniedbania interesów materyalnych, prawda, ale w każdym razie to przykro, to bardzo boleśnie. Ojciec tak mówi, bo ojciec może już zapomniał, jak się kocha, może zobojętniał na to uczucie, może zresztą... któż to może wiedzieć... Może nawet i słuszność ma, ale bądź-co-bądź, to jest przykre.
Ten Ignaś robi wrażenie bryły lodu, ale nie, on robi wrażenie zachodzącego słońca, wrażenie czegoś takiego, co się zaczęło prześlicznie, ciepłem, światłem, jasnością, a kończy się chłodnym, posępnym mrokiem, prawie nocą.
To jest ciężkie, to bolesne... ale może tylko przejściowe. Trzeba się przecież czemś pocieszyć, trzeba tak jak ojciec mówi, przypuszczać, że młody człowiek w takiej właśnie fazie swego życia, ma tak wiele do czynienia, tak bardzo wiele...
Być może; ale to jakoś do przekonania nie trafia, to objaśnienie wydaje się naciąganem i sztucznem. Dzień jest długi, ale choćby dawał jak najwięcej zajęcia, czyż nie można urwać, no, ukraść po prostu godzinę, pół godziny, kwadrans wreszcie dla tej, którą się kocha... Mówią, że dla chcącego niema nic trudnego.
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.
— 110 —