że to zacności brat, chociaż tylko cioteczny. No, no, czytajże prędzej, co on tam pisze?
Pan Ludwik włożył okulary i wyczytał następujące słowa:
Donoszę wam, że od tygodnia jestem żonaty.”
— Co? — zawołała pani Joanna. — Marceli się ożenił?!
— Ano, tak pisze, poczekajże duszko, obaczymy co dalej. Otóż:
„Zamiar ten miałem od pół roku, nie mówiłem wam jednak nic, gdyż mam takie usposobienie, że nie lubię zdradzać się przed czasem ze swymi projektami, a zwłaszcza w tym razie. Od ołtarza jeszcze ludzie się rozchodzą. Tak i w tym wypadku, małżeństwo mogło się rozchwiać, nie przyjść do skutku i naraziłbym się tylko na śmieszność; wolałem więc milczeć, dopóki zamiar nie stanie się faktem. Małżonka moja jest osoba młoda, ma lat dwadzieścia kilka...”
— Dwadzieścia kilka!
„Jest piękna, wykształcona, dobra, wprawdzie nie bogata, ale to najmniejsza wada, ja mam tyle, że na dwoje wystarczy i jeszcze cokolwiek zostanie.”
— Spodziewam się — wtrąciła pani Joanna.
„Za dwa tygodnie wracam do Warszawy i osobiście o wszystkiem opowiem. Mam nadzieję,