będzie, czy jutro lub pojutrze nie ukażą się chmury złowrogie i nie przyniosą z sobą deszczu.
Uprzedzić je trzeba, zabrać co prędzej plon z pola i pod dachem stodoły go ukryć — wtenczas niech tam sobie deszcz pada; owszem, potrzebny nawet będzie na kartofle, na ogrody, a i stwardniała rola musi też trochę odwilgnąć do orki...
Co żyło wyszło na pole, nawet maleńkie dzieci, niemowlęta matki zabrały z sobą. W płachcie na dwóch kołkach zawieszonej leży takie maleństwo, wiatr je kołysze, a baczne oko matczyne czuwa, żeby się krzywda „rakowi zatraconemu” nie stała.
Dom starego Jaworka stał na samym końcu wsi, między drzewami; porządniejszy był od innych, większy, znać było w całej tej siedzibie rękę gospodarza dbałego, który nie od wczoraj na swoich śmieciach siedzi i ład we wszystkiem utrzymuje. Poza domem była stodoła, obora, stajenka, chlewek i szopa, w której mieściły się wozy, pługi, brony i różne gospodarskie porządki. Zasobna chłopska osada, bo też i gospodarz nie byle jaki.
Nazywa się Marcin Jaworek.
Znają go dobrze w gminie, bo nieraz na zebraniach ze zdrowem odzywa się zdaniem; znają go w parafii całej, gdyż do dozoru kościelnego należy, w bractwie starszym jest, podczas procesyi pierwszy ze świecą jarzącą kroczy, a śpiewa tak głośno, że niech się organista schowa.
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.
— 6 —