że zechcecie serdecznie przyjąć moją żonę i kochać ją, tak jak mnie kochacie.
Marceli.”
— I cóż ty na to, Joasiu? — rzekł pan Ludwik, skończywszy czytanie.
— Zdumiona jestem tą niespodzianką, ale skoro mu to było do szczęścia potrzebne, skoro mu z tem dobrze, to niech mu Bóg błogosławi.
Pan Ignacy dość obojętnie tego listu wysłuchał, potem na ból głowy się uskarżał i przed dziesiątą wyszedł, wymawiając się znużeniem i konieczną potrzebą odpoczynku.
Panna Teofila chciała go zapytać, czy nie jest chory, ale miał taki szczególnie chłodny wyraz twarzy, że ją onieśmielił.
Upływa trzeci dzień, a on nie przychodzi i znaku życia nie daje.
Czy to nie dostateczny powód do zmartwienia i smutku, czy wobec tego można się nie zamyślać, nie cierpieć i nie tęsknić?
Rumieńce uciekają z twarzy, oczy łzami zachodzą, serce się ściska, a ciotka powiada, że Teofilka coś kręci.
Czy to sprawiedliwie?!
Lokator owego małego pokoiku, który ma tylko siedem kroków wzdłuż, a cztery na szerokość, siedzi przy stole, pogrążony w dumaniach.