— Oto cała sytuacya; jak ci się podoba, to dziś pucnij Basię w łapkę i właź pod pantofel, jak nie to nie, wola twoja. Ja sobie tylko dwie rzeczy zastrzegam: primo, intercyza, secundo, nie marudzić. Pieniężnych interesów, żebyście nawet kochali się jak kanarki, bez aktu i bez rejenta robić nie dam, a że wesele wyprawi się u nas, to jest u mnie w domu, więc radbym jak najprędzej to załatwić, bo rozumiesz przecie, że jest to piekło w domu niemałe i urwanie głowy, a ja lubię spokój. Szczęśliwy będę, jak się wszystko skończy, państwo młodzi odjadą, a ja z wolną głową zabiorę się do swoich gospodarskich interesów, bo człowiek powinien pilnować tego przedewszystkiem z czego chleb je, a ja muszę tej zimy dwie partye wołów opasowych do Warszawy dostarczyć. No Ignasiu, cóż ty na to... Szwagrowieśmy, czy tylko jak dawniej, koledzy?
Pan Ignacy wyciągnął rękę do swego gościa, ten pochwycił go w objęcia, uścisnął, jak w kleszczach, wycałował i rzekł:
— Tak to lubię... dziś się Basi oświadcz, a jutro bierz urlop i jedziemy wszyscy do Kopciówki. Tam będziecie sobie gruchali jak dwa gołąbki, a moja magnifika postara się o to, żebyś nie schudł przez ten czas. Tylko słuchaj Ignasiu...
— Czy jaki warunek?
— Nie, rada. Trzymaj się ostro, uszy do góry, bo Basia, to nie Warszawska laleczka, to
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.
— 119 —