Póki był młody, pracował ciężko i dorabiał się w pocie czoła, teraz honorowe różne urzędy pełni i tylko lżejszemi zajmuje się robotami; do cięższych siły już nie ma. Siedemdziesięciu kilku lat życia doczekał, grzbiet mu się wygiął, nogi ociężały; choćby chciał to już sochy nie dźwignie, za broną biegać nie nadąży, a gdy go raz skusiło, żeby do południa kosić, to przez trzy dni w krzyżach ból miał, nacierał się wódką i psiem sadłem smarował.
Mógł sobie zresztą trochę pofolgować, bo już córkę wywianował, starszemu synowi gospodarstwo porządne kupił, a drugiego z żoną i dzieckiem trzyma przy sobie. Gdy Pan Jezus ojca zawoła, to syn się na tem gospodarstwie w Bosejwoli zostanie, a pieniądze będą dla wszystkich trojga do podziału.
W ten skwarny dzień lipcowy, po południu, gdy chatka opustoszała, a wszyscy prawie jej mieszkańcy żąć poszli, na podwórku, w cieniu rozłożystej lipy siedzieli — dziadek i wnuk. Stary powrósła kręcił, mały kartofle przebierał, a zajęcie to urozmaicali sobie gawędą.
— Ty Maciuś — prawił dziadek, — choć maleńki jesteś, po próżności nie siedź. Kartofelki ładnie przebieraj, co większy w ten koszyk wrzucaj: dla ludzi, dla tatula, dla mamy, dla babci, dla dziadzi...
— I dziadzi?
— I dla ciebie.
— Dla Maciusia?
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.
— 7 —