— Jakże?
— Wytłómaczę pani. Sen ucieka z powiek, głowa pełna marzeń, bo żeby tak do tych dziesięciu jeszcze dziesięć, i jeszcze dziesięć i jeszcze kilka razy, to złożyłaby się setka, a przyzna pani, że to już ładny pieniądz.
— Chyba jednak przed skończeniem szkół, nie doszedłeś pan do urzeczywistnienia tej myśli?
— Owszem doszedłem. Miałem dwie setki, właściwie dwa listy zastawne i czterdzieści trzy ruble w gotówce, kiedy dostałem patent. Moi koledzy wstępowali do uniwersytetów, ja nie chciałem. Nie opłaci się, bo to widzi pani trzeba koszta ponosić i na rezultat długo czekać... lepiej od razu wziąć się do takiego zajęcia, które przynosi dochód. Trafiło się szczęśliwie, dostałem posadę i znowuż zacząłem marzyć, żeby awansować... żeby trochę większy dochód mieć. Jak zwyczajnie, niepoprawny idealista, marzyciel, a przytem żyło się oszczędnie, grosz do grosza składając, byle prędzej dojść do celu.
Pani Barbara uśmiechnęła się kilkakrotnie podczas tego opowiadania.
— Powiedz pan — rzekła, — czy w tych marzeniach pańskich grała jaką rolę kobieta.
— Kobieta?
— Cóż się pan tak dziwi!
— Ano, bo...
— Ale grała, czy nie? Myślałeś pan o jakiej, czy nie myślałeś, albo tak, albo owak?
— Myślałem — odrzekł po chwili.
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.
— 126 —