Ta strona została uwierzytelniona.
— 132 —
tresuje Zośkę, gniewa się na Maryannę, do państwa Ludwików często przychodzi.
Jednego dnia wpadła jak uragan.
— Wyobraźcie sobie — rzekła — widziałam ich oboje...
— Kogo?
— Ano tych... jakże ich tam! Zapomniałam... no Ignacostwo... Ona wygląda jak ćwik, on jakiś przygnębiony i smutny... Dobrze mu tak, ma co chciał.
— A cóż mu złego? Ma żonę podług swej myśli, ma majątek, to znaczy, ma wszystko, o czem marzył...
— Aha, zapewne — odrzekła ciotka Weronika — i woli swej nie ma, i służyć musi na łapkach, i tańczyć jak mu jejmość każe... Śliczne szczęście! Ja wiem... wiem... Przed Marcelim żalił się, bo i tamten także nie osobliwie wyszedł... Marcelego mi żal, ale co się tycze Ignasia, niech go tam, ma, co sobie wymarzył...