„W zaraniu młodości mojej, w najpiękniejszych dniach wiosny życia...
Nie — nie tak.
Jeżeli mam opisywać całą tę historyę — to skreślę ją sucho, sposobem protokolarnym — bo po co sadzić się na styl, jeżeli się daru wykwintnego pisania nie posiada.
Był czas, że kusiłem się i oto, ale bezskutecznie; panna Eufrozyna nie rozczuliła się mojem wypracowaniem i pozostała zimna, niewzruszona, jak marmur. Ach! ta panna Eufrozyna! potrzeba mi też było poznać i zakochać się w niej na zabój.
Niby ostatecznie, nie zupełnie na zabój, bo żyję, ale takie życie tyle warte, co nic.
Skrzywione, złamane, spaczone.
Ot, machnąć tylko ręką i powiedzieć: wszystko przepadło.
A przecież ja dla niej sadziłem się na styl, pisywałem dawniej listy fijołkowym atramentem,