Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.
— 137 —

lubi wysokich, ja jestem nizki, lubi bardzo przystojnych, a ja jestem tak sobie — ani piękny, ani brzydki.
A zdawało mi się, że ona mi sprzyja, chwilami byłem nawet prawie pewny, że tak jest.
Niech ją tam!
I to nie prawda. Ja tylko tak mówię: niech ją tam, ale co innego myślę — i dziś jeszcze, gdyby powiedziała jedno słowo, zrobiłbym dla niej wszystko, wszystko bez wyjątku — tylko, że ona tego słowa nie powie. Stanowczo nie powie.
Wszystko to się wzięło z „Kuryera”, ze zwyczajnego ogłoszenia, z tych kilku wierszy: „Młody człowiek, obznajmiony z czynnościami notaryalnemi potrzebny jest zaraz do rejenta na prowincyę.” Zdawało mi się, że posiadam odpowiednie kwalifikacye, przeto posłałem ofertę i świadectwa.
Złośliwy zawsze dla mnie los i tym razem oddał mi przysługę... niedźwiedzią. Oferta moja została przyjęta, warunki przeze mnie podane zaakceptowano bez zastrzeżeń, wymagano tylko, abym przyjechał bezzwłocznie.
Opuściłem Warszawę, pociąg pośpieszny uniósł mnie daleko od rodzinnego miasta, do stacyjki położonej wśród lasów; stamtąd na wielkiej bryce żydowskiej wlokłem się przez całą noc, do miejsca nowej mej służby, do zakazanego miasteczka, w zapadłym kącie, za światem.
Przybyłem raniutko o świcie zmęczony bardzo. Była godzina trzecia rano. Zapytałem