furmana, który mnie przywiózł, o hotel — roześmiał się w odpowiedzi, mówiąc, że od czasu założenia tego miasta, nigdy w niem hotel nie istniał.
— Na co hotel? po co taki interes? Jeżeli chce się pan przespać, to przecież u Lejbki jest bilard, jest bardzo ładna zielona kanapa. Można spać, za małą opłatą.
Posłuchałem tej rady i jak kamień zasnąłem, o dziewiątej wstałem, przebrałem się i poszedłem do mego nowego pracodawcy, aby mu się przedstawić.
Dom pana rejenta, jak mnie poinformowano, znajdował się na bocznej ulicy, prawie za miastem, w ogrodzie. Znalazłem go łatwo. Wyglądał on nie jak zwykły dom mieszkalny, ale raczej jak willa, przeznaczona na letnią rezydencyę.
Gdym otworzył furtkę, wybiegł ogromny pies i szczekając rzucił się ku mnie. Miałem ochotę uciec, lecz przekonałem się, że psisko szczekał tylko dla formy, z przyzwyczajenia raczej, niżeli ze złości, wnet bowiem zmienił taktykę i zaczął się do mnie łasić.
Wszedłem na ganek i zadzwoniłem... Wybiegła młoda osóbka, w perkalowej sukience, świeża jak majowy poranek, uśmiechnięta jak wiosna, piękna jak marzenie; jednem słowem, co mam szeroko opowiadać — Fruzia, panna Eufrozyna we własnej osobie...
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.
— 138 —