grona domowników. Czy podróż bardzo pana utrudziła?
— E, nie...
— Jednak kawał to drogi... Ja bo tylko jeden raz ją odbyłam: to jest właściwie dwa, bo do Warszawy i z powrotem do domu. Babcia była jeszcze wówczas zdrowa i mogła wyjeżdżać.
— Ponieważ nazwała pani niedawno pana rejenta dziadkiem, wnoszę więc, że osoba, którą pani tytułuje babcią, jest jego małżonką.
— A naturalnie... babcia jest żoną dziadka... Tak. Kochana moja babunia! Zacna, święta kobieta, ale zapada na zdrowiu, czasem całe tygodnie nie wychodzi ze swego pokoju... i w takim razie, ja jestem babcią w tym domu.
— Babcią?
— Spodziewam się... zajmuję się domem, dysponuję obiady, zrządzę na sługi, pilnuję, żeby nikt głodu nie cierpiał... żeby był wszędzie porządek... O widzi pan — dodała, unosząc w górę pęk kluczy — oznaka mojej godności, oznaka, że wszyscy w tym domu muszą mi być posłuszni...
— Czy i ja? — zapytałem nieśmiało.
— Tak — i pan... Jest to konieczne... W domu musi być ktoś, kogo trzeba słuchać, a ponieważ dziadzio tej godności piastować nie chce, a babcia jest chora — więc ja rządzę. Na przykład co do pana, zaraz muszę oświadczyć, co pan będzie robił codziennie.
— Słucham pani.
Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.
— 140 —